O pasjach
Dzisiaj będzie o pasji.
Pasja jest w życiu bardzo ważna, śmiem
twierdzić, że najważniejsza. Pasja sprawia, że poświęcamy jakiemuś zagadnieniu,
jakiejś czynności czas – bez wysiłku. Często uczymy się naszej pasji
mimochodem, przypadkowo, gdzieś pomiędzy innymi czynnościami. Wyciągamy
informacje z oglądanych filmów, sposoby z codziennych czynności, sięgamy po
książki z ciekawości, a zdobyta wiedza zapada w pamięć nie wiadomo jak i kiedy.
Potem łączy się na zasadzie skojarzeń z wcześniejszymi doświadczeniami i tworzy
zasób bogactwa, z którego korzystanie jest tak proste jak oddychanie.
Pasja to nie talent. Ktoś może mieć gibkie
ciało, fantastyczne poczucie rytmu i melodii, ale nie mieć pasji do tańca. Ten
ktoś nie zostanie tancerzem. Ktoś może nie mieć słuchu i palce niezgrabne jak z
drewna, ale mieć pasję do muzyki. Taki człowiek ma wielkie szanse zostać
muzykiem. Ma, ponieważ ta ciężka praca która będzie musiał włożyć w
samodoskonalenie się, nie będzie mu sprawiać przykrości.
Pasja najczęściej rodzi się we wczesnym
dzieciństwie. Rzadko później, aczkolwiek odpowiednio silne czynniki zewnętrzne
mogą sprawić, że coś na co poświęciliśmy wiele pracy – stało się pasją. Problem
w tym, że tę wczesną dziecięcą pasję ktoś inny musi dostrzec i wskazać dziecku
drogi którymi może ją rozwijać. W sposób odpowiedni dla wieku oczywiście.
Niestety najczęściej dziecięce pasje tłumi się w
zarodku. Przyczyniają się do tego rodzice, żartując ze swoich pociech ("o
patrzcie, czteroletnia doktorka, zaraz wyleczy ciocię z niestrawności"
albo "co tu narysowałeś za stwora? z której strony się na to
patrzy?", albo "co tak podskakujesz, tancerza to z ciebie nie będzie
z tym poczuciem rytmu, lepiej idź pokopać piłkę z kolegami"), lub dając im
zadania ponad ich możliwości. Szkoła niezmiennie "pomaga", nakazując
bezwzględne dostosowanie się do sztywnych wzorców. Czasem rodzice czy
nauczyciele dostrzegają talent dziecka i mylą go z pasją. Bo to pasję trzeba
rozwijać, nie talent. O sukcesie w jakiejkolwiek dziedzinie decyduje ciężka
praca, jaką w nią włożymy, a nie zdolności. O wiele więcej pracy możemy włożyć
wcale nie w to, co przychodzi nam z łatwością (talent) ale w to, co kochamy
(pasja).
Co ciekawe jednak, prawdziwa pasja nie daje się
tak łatwo wyrugować. Wraca nieustannie w taki czy inny sposób, czasem z
poczuciem winy, że oto robimy coś tylko dla frajdy, a nie dlatego, że to
pożyteczne. Czasem ze złością, czasem z żalem i bezsilnością, a czasem ze
zdumieniem.
Chciałam mówić o pasji w kontekście nas,
dorosłych, którzy gdzieś po drodze zgubili tą iskrę. Bo przecież gdybyśmy w
życiu realizowali swoją pasją, nie byłoby potrzeby wymyślać się od nowa,
prawda?
Pierwszym krokiem do odnalezienia tej pierwotnej
pasji jest powrót do dzieciństwa i przypomnienie sobie – czemu się z nas
wyśmiewali? Co wprawiało nas w poczucie winy? A może nadal to robimy i nie
bardzo wiemy jak przestać? Trochę nam głupio, ale cóż, to takie ciekawe.
Dlatego dorosła Kasia wypytuje koleżanki o wszystkie choroby w ich rodzinach
pod pretekstem zwykłych plotek, i w głowie układa im diagnozy, Krzysio bazgrze
garnitury, sukienki albo domy na marginesie notatek na nudnych szkoleniach z
bankowości, a Piotrek nie został piłkarzem i z wuefu ledwie wyrabiał na
dostateczny, czym tylko potwierdził, że "tancerza by z niego nie
było".
I teraz mają czterdzieści lat i zastanawiają
się, gdzie popełnili błąd, dlaczego ich życie jest takie nieudane, mają nudną
pracę (a przecież Krzysio był dobry z matmy) i na dodatek wcale dużo nie
zarabiają.
A może to tylko ja tak mam?
Moja pasja z wczesnego dzieciństwa to leczenie
ludzi, potem gdzieśtam pojawił się taniec, a pisarstwo to jak już byłam
dorosła. Na medycynę szans wielkich nie mam, chyba że spróbuję medycyny
tybetańskiej. Zacząć tańczyć w wieku czterdziestu lat też się raczej nie da.
Zostaje mi tylko pisanie. I o tym głównie będzie ten blog.
Komentarze
Prześlij komentarz